Był nam bliski przez całe lata, kiedy zaczytywaliśmy się w „Archipelagu GUŁag” i innych jego książkach, wydawanych najpierw w drugim obiegu, a potem oficjalnie. Był nawet „bohaterem” tzw. lewicy laickiej, czyli KOR-u. Był Rosjaninem antysowieckim i to nam odpowiadało. Ponadto, jak nikt innym, demaskował system bolszewicki. Problem pojawił się potem, kiedy okazało się, że Sołżenicyn nie akceptuje Zachodu i jego „wartości”. Dla naszych rodzimych „demokratów” i lewicowców była to plama nie do wybawienia. A jednak to nie jest „nasz Rosjanin” – skonstatowali. „Naszym Rosjaninem” był od tej pory dla nich Andriej Sacharow, dysydent tak jak Sołżenicyn, ale w przeciwieństwie do niego „demokrata” wierzący w zachodnie idee. Nasza lewica marzyła od okcydentalizacji Rosji, o przerobieniu jej na zachodnią modłę. Była to utopia, jak pokazał fatalny jelcynowski eksperyment. Nasi „demokraci” po dziś dzień nie pogodzili się z tym, że była to polityka szkodliwa dla Rosji i dla świata.
Ale Sołżenicynem rozczarowali się także „patrioci”, wierzący w stare antyrosyjskie schematy. Ci z kolei mieli do niego pretensje, że nie przestał być rosyjskim patriotą, że przechodzi do porządku dziennego nad postsowieckim charakterem swojego kraju, że w pewnym momencie poparł politykę Putina. Po dziś dzień nie mogą mu tego wybaczyć, a niektórzy zrozumieć. No bo jak to, były KGB-ista poparty przez największego dysydenta, ofiarę tegoż KGB? Ale co miał robić? Stara Rosja, ta sprzed roku 1914, minęła bezpowrotnie, „nowa” była karykaturą i śmiertelnym zagrożeniem dla państwa. Pozostał więc Putin ze swoją spokojną polityką stabilizacji i powolnym wychodzeniem z poprzedniego systemu. To jest w istocie realizacja koncepcji Mikołaja Bierdiajewa „przezwyciężenia” komunizmu, a nie o jego obalenia siłą. Sołżenicyn, tak jak Bierdiajew, zrozumiał, że to jest droga jedyna. U nas tego się nie akceptuje, bo u nas dominuję nastroje rewolucyjne wobec niedawnej przeszłości. A trzeba się uczyć od dwóch wielkich konserwatystów i antykomunistów – Bierdiajewa i Sołżenicyna – szacunku do historii i własnego narodu. Chylę przed nim głowę właśnie dzisiaj, kiedy nie jest już tak powszechnie podziwiany i rozumiany jak kiedyś.
Jan Engelgard
Ale Sołżenicynem rozczarowali się także „patrioci”, wierzący w stare antyrosyjskie schematy. Ci z kolei mieli do niego pretensje, że nie przestał być rosyjskim patriotą, że przechodzi do porządku dziennego nad postsowieckim charakterem swojego kraju, że w pewnym momencie poparł politykę Putina. Po dziś dzień nie mogą mu tego wybaczyć, a niektórzy zrozumieć. No bo jak to, były KGB-ista poparty przez największego dysydenta, ofiarę tegoż KGB? Ale co miał robić? Stara Rosja, ta sprzed roku 1914, minęła bezpowrotnie, „nowa” była karykaturą i śmiertelnym zagrożeniem dla państwa. Pozostał więc Putin ze swoją spokojną polityką stabilizacji i powolnym wychodzeniem z poprzedniego systemu. To jest w istocie realizacja koncepcji Mikołaja Bierdiajewa „przezwyciężenia” komunizmu, a nie o jego obalenia siłą. Sołżenicyn, tak jak Bierdiajew, zrozumiał, że to jest droga jedyna. U nas tego się nie akceptuje, bo u nas dominuję nastroje rewolucyjne wobec niedawnej przeszłości. A trzeba się uczyć od dwóch wielkich konserwatystów i antykomunistów – Bierdiajewa i Sołżenicyna – szacunku do historii i własnego narodu. Chylę przed nim głowę właśnie dzisiaj, kiedy nie jest już tak powszechnie podziwiany i rozumiany jak kiedyś.
Jan Engelgard
Komentarze