engelgard engelgard
48
BLOG

To nie jest wcale powód do chwały

engelgard engelgard Polityka Obserwuj notkę 3
Polscy politycy z dumą podkreślają, że na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu nie jadą. Ma to być – w ich mniemaniu – protest przeciwko „łamaniu praw człowieka” w Tybecie. Nie jedzie ani prezydent, ani premier. Lech Kaczyński w wywiadzie radiowym w pełni zgodził się z apelem przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Hansa-Gerta Poetteringa, który apelował do sportowców… by podczas zawodów dali wyraz swojemu protestowi przeciwko polityce władz w Pekinie. „Nasze” media zamiast zajmować się aspektami sportowymi Olimpiady polują na sensację, polscy dziennikarze włóczą się do stolicy Chin i namawiają spotkanych Chińczyków na polityczne „rozhowory” (z marnym skutkiem). Ci pseudobohaterowie z lubością odnotowują też swoje kontakty z funkcjonariuszami bezpieczeństwa, niejeden z nich pewnie marzy, by być zatrzymany, to dopiero byłby news!

To wszystko jest żenujące, zarówno jeśli chodzi o zachowania polityków (któż z nich ryzykowałby narażenie się mediom?), jak i dziennikarzy. Oto bowiem, jak się okazuje, wielkiego politycznego bojkotu Chin nie będzie. Do Pekinu przybywa sam George Bush, werbalnie wielki „rycerz praw człowieka”, ale i polityk, który musi dbać o interesy swojego państwa. Przybywają też inni – premierzy Australii, Nowej Zelandii, Japonii, koronowane głosy z państw skandynawskich, no i oczywiście prezydent Francji, który dużo krzyczy, ale potem i tak robi co innego. Z wielkich nie będzie tylko Angeli Merkel, ale Niemcy i tak zabezpieczają swoje interesy inaczej, poprzez niewiarygodny wręcz rozwój współpracy gospodarczej Chinami. Merkel ma u siebie idiotyczną opinię publiczną, lewacką i histeryczną, więc robi unik, ale tylko pozorny.

Na tym tle nasza postawa nie jest nawet śmieszna, jest żałosna. Nad naszą polityką zagraniczną kładzie się cień Profesora Geremka, który jeszcze jako minister spraw zagranicznych walkę o „prawa człowieka” wysunął na pierwszy plan swojej polityki w stosunku do Chin. Efekt był taki, że Pekin zamroził stosunku dyplomatyczne do minimum. Straciliśmy kilka ładnych lat. Można zadać pytanie – jak długo jeszcze polska polityka będzie zakładnikiem międzynarodowego prawoczłowieczyzmu? Jak długo jeszcze wielcy tego świata będą przy naszej pomocy wyciągać kasztany z ognia, wpychając nas w jakieś bzdurne akcje, głównie na Wschodzie? Jak długo jeszcze Polska będzie pośmiewiskiem świata? I kiedy wreszcie zaczniemy w polityce zagranicznej kierować się czymś tak oczywistym, jak narodowy interes?

Jan Engelgard
engelgard
O mnie engelgard

Urodziłem się 2 grudnia 1957 roku w Sycowie (Dolny Śląsk), ojciec Henryk (ur. 1934) był wojskowym z rodziny wołyńskiej, wywieziony z rodziną spędził w Kazachstanie 6 lat (1940-1946), dziadek (Jan, ur. 1895), żołnierz I Korpusu Polskiego Dowbor-Muśnickiego w 1918 roku, aresztowany w 1939 roku przez NKWD, przepadł bez wieści, jego nazwisko widnieje na liście katyńskiej (ukraińskiej); matka, Władysława (ur. 1936) pochodzi z Kieleckiego. Dalej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka